poniedziałek, 5 grudnia 2011

Poniedziałkowe Bolero

 

Poniedziałek... Statystycznie najmniej lubiany dzień tygodnia. Dlaczego? Dlatego, że pracujemy, po to by godnie żyć, a nie żyjemy po to, by pracować. W społeczeństwach, w których sukces jest wyznacznikiem szczęścia, praca nabiera wręcz religijnego znaczenia. W USA - kraju o protestanckich korzeniach, to właśnie praca jest najwyższą wartością. Praca, która przekłada się na zdolność nabywczą - czyli prawdziwy wyznacznik amerykańskiego sukcesu. Pomimo kryzysu, mentalność konsupcyjna trzyma się dobrze i prawdziwy rozkwit przechodzi w okresie przedświątecznym. A ja, z zaciętą wesołością atakowana ze wszystkich stron przedwczesnym świątecznym kiczem, uparcie bronię mojej prywatnej twierdzy. Dlatego nie będzie jeszcze o zimie, ani muzyce na Świeta. Dziś przenoszę się do afrykańskiego Beninu, słuchając ciepłego i miekkiego głosu Angelique Kidjo. I wcale nie dla ucieczki od zimnego frontu atlantyckiego, ale dla estetyki, która tak niewiele wspólnego ma z światem zachodnim, gdzie idealizm uważany jest za zbyt naiwny. Głos Kidjo nie tylko niesie ze sobą piękno, ale też szczerość i wrażliwość. W tej aranżacji Bolera jest przestrzeń i prawdziwa radość, płynąca z głębi serca, a nie wypływająca wraz z zawartością portfela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz