środa, 29 lutego 2012

Jego Wysokość Steinway

Grał na nim Rachmaninoff, Gershwin, Rubenstein i Horovitz. Zabrał go na swoje tournee po Stanach Paderewski. Dziś graja na nim Billy Joel, Lang Lang i Diana Krall. Steinway – bo to o nim mowa – jest nie tylko instrumentem, ale jakością samą w sobie. Towarem luksusowym, którego cena odzwierciedla wysoki poziom rzemiosła i ponad stuletnią tradycję. Ale Steinway to nie tylko marka, to coś więcej niż gwarancja perfekcyjnego dźwięku – to instrument z duszą.

clip_image001

Technologiczny postęp sprawił, że bardzo niewiele rzeczy wykonuje się dzisiaj ręcznie. Rzemiosło umarło śmiercią smutną i cichą, ustępując miejsca maszynom i ich pozornej często precyzyjności i niezawodności. W wyniku tego procesu wiele tradycji zaginęło, a my powoli uświadamiamy sobie jak bardzo zmęczeni jesteśmy rzeczami produkowanymi masowo. Pod tym względem Stainway jest wyraźnym wyjątkiem, nawet w swojej własnej, nieco elitarnej branży.

Fortepiany Stainwaya produkowane są tylko w dwóch miejscach na ziemi: w oryginalnej fabryce w Nowym Jorku (dokładnie w Astorii w dzielnicy Queens) i w Hamburgu. Aż trudno uwierzyć, że w to właśnie w tej ultra postępowej metropolii produkuje się coś, co od początku do końca jest owocem pracy ludzkich rąk. Co więcej, metody i etapy produkcji nie zmieniły się od dziewiętnastego wieku. Wiele z nich zostało zresztą opatentowanych.

Mówi się, że zbudowanie czegoś, co wyglądałoby jak fortepian jest relatywnie łatwe. Ale stworzenie czegoś, co będzie brzmieć jak fortepian, jest trudną sztuką. 12 tysięcy części i 12 miesięcy (bo tyle właśnie trwa budowa jednego fortepianu w fabryce Steinwaya) tą tezę potwierdza. “Konstrukcja instrumentu, jako taka, nigdy nie wzbudzała mojego zainteresowania tak bardzo, jak mechanizm klawiszy powodujący uderzenie w strunę. Zawsze mnie to w jakiś sposób fascynowało” – mówi pianista jazzowy, Hank Jones. Ale zanim wprawne ręce zamocują w instrumencie rząd białych zębów, drewniane pudło (mało jeszcze przypominające wykwintny instrument) leżakuje przez dwa miesiące w pomieszczeniu o ściśle określonej temperaturze i wilgotności. Zresztą proces tworzenia fortepianu Stainwaya ma swój początek dużo wcześniej. O ile do obudowy instrumentu, używa się różnych rodzajów drewna: orzecha, mahoniu, hebanu, co nadaje fortepianom różną barwę, tak płyta rezonansowa zawsze zrobiona jest z jednego rodzaju drewna - świerku sitkajskiego. To wolno rosnące drzewo pochodzące z zachodnich wybrzeży Ameryki Północnej według znawców daje drewno, którego akustyka nie ma sobie równych. I tak płyta rezonansowa z drewna osobiście dobieranego przez pracownika fabryki w jednym z tartaków na Alasce mocowana jest na szkielecie, którego owinięcie (czyli charakterystyczny luk z boku instrumentu) wykonywane jest metodą wykorzystywaną wyłącznie przez Steinwaya. Unikalność tej metody, polega na równoczesnym wygięciu wewnętrznej i zewnętrznej części szkieletu, przez co instrument jest bardziej trwały, a barwa dźwięku – jedyna w swoim rodzaju.

Według pianistów największą zaletą fortepianów Steinwaya jest ich różnorodność. Każdy instrument jest inny, każdy ma swoją odrębną osobowość i inaczej reaguje na poszczególnych muzyków. Mówi się, że dwa fortepiany Steinwaya wykonane przez tych samych pracowników, według tych samych norm, tymi samymi narzędziami i w tej samej temperaturze i wilgotności mogą być od siebie tak różne, jak dzień i noc. “O ile jeden wyróżniać się może symfonicznym, ekstrawertycznym dźwiękiem, tak inny będzie brzmieć nieśmiało, wręcz intymnie. To jest właśnie urok wyrobu rzemieślniczego; każdy będzie w jakiś sposób inny” – przekonuje Ron Losby, prezydent Steinway & Sons. Za tą różnorodnością kryje się pewien interesujący aspekt. Pracownicy fabryki pochodzą z różnych zakątków świata (od Haiti po Chorwację), a ich korzenie wywodzą się z kilkudziesięciu różnych kultur, przez co technika i podejście do drewna będą w oczywisty sposób odmienne. Co więcej sami pracownicy uważają, że procesu budowy instrumentu nie da się sprowadzić jedynie do sztywnych wytycznych, bo nie każdego dnia przychodzi się do pracy w takim samym nastroju, a to wpływa na pracę i tym samym na efekt końcowy. I to jest właśnie istota rzemiosła: na jakość tej sztuki składa się nie tylko praca rąk, ale też umysł i włożone w tą pracę serce.

clip_image002

I tak od lasów Alaski, poprzez pomieszczenia wypełnione zapachem drewna i kleju, gdzie stolarski hałas przeplata się z barwnymi akcentami rzemieślników, nasz główny bohater - fortepian, w swej mocno nastoletniej formie przechodzi przez kolejne fazy dojrzewania. Po leżakowaniu szkieletu, pracownicy instalują żeliwną ramę, a następnie duszę fortepianu, czyli płytę rezonansową. To właśnie ta część instrumentu odbiera wibrację strun, wzmacnia ją i wysyła do ucha słuchacza. Bez niej fortepian byłby niczym nie podłączona gitara elektryczna. W następnej kolejności instalowany jest wyciosany z niezwykłą precyzją podstawek i naciągane są struny. Fortepian dostaje nogi i pedały, a zaraz potem instalowana jest klawiatura (Steinway jako jeden z pierwszych, zaprzestał wykorzystywania kości słoniowej) i system młotkowy. Wreszcie instrument wchodzi w fazę strojenia, by przez następny miesiąc przechodzić przez różnego rodzaju testy. Od twardego strojenia w komorze uderzeniowej, z której dobiega iście demoniczna muzyka, poprzez kilku stroicieli z krwi i kości – każdy z uchem o innej wrażliwości. I tutaj znowu Steinway wyróżnia się na tle innych producentów, nie stosując – jako jedyny - elektronicznego strojenia.

Bez względu na to, czy chodzi o “tą niezwykłą magię”, która według Marthy Argerich wyróżnia instrumenty Steinwaya, czy o ich różnorodność, a może potencjał rozwoju, fortepian ten pianiści światowej sławy wybierają najchętniej, pomimo wysokiej ceny (mniejszy model B kosztuje 84 tys. dolarów, większy, koncertowy model D – ponad 133 tys. dolarów). Cena ta jednak wydaje się słusznie odzwierciedlać tradycję, a także kunszt i precyzję, z jaką instrumenty te są budowane. Tak jak większość umiejętności rzemieślniczych, także i ta, która zrodziła się wiele lat temu w nowojorskiej fabryce Steinwaya nie jest sztuką, której można nauczyć się z podręczników. Może dlatego wielu pracowników jest ze sobą spokrewnionych, nadając tej tradycyjnej formie produkcji jeszcze jeden, dodatkowy wymiar. A może to, co jest najbardziej wyjątkowe w tym miejscu, gdzie zaciera się granica pomiędzy sztuką i pracą fizyczną, to duma z jaką pracownicy fabryki oddają gotowy instrument kolejnym pokoleniom muzyków.

4 komentarze:

  1. Jaka ciekawa historia z życia mojego ulubionego instrumentu! Że też w naszych czasach uchował się taki skarb i sztuka jego tworzenia :)
    Cieszy mnie to bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Posiadam na sprzedaż orginalnego steinweeya. piekny zabytkowy instrument. zainteresowanych proszę o kontakt 791142454

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z tym, że to instrument z duszą...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry artykuł. Nie wiedziałam, że jednego Steinwaya robi się przez rok...

    OdpowiedzUsuń