piątek, 30 listopada 2012

Powrót do Middle Earth

Tych, którzy znają mnie dobrze, pewnie wcale nie zdziwi fakt, że to wlaśnie Tolkien, Bilbo Baggins i Middle Earth sprowadził mnie wreszcie do mojego zaniedbanego przez karygodnie długi czas bloga. Powód ogólny – brak czasu. Przez nastepny rok postanowiłam z własnej i nieprzymuszonej woli ponownie zakopać się w paragrafach, kodeksach i fascynującym amerykańskim common law. Niestety zabiera mi to niemal cały wolny czas, a mój wrodzony perfekcjonizm (jak to mówią niektórzy: “it’s a blessing, and a curse”) nie pozwala mi na wrzucanie na bloga czegokolwiek; dla samego potwierdzenia, że Badyneria nadal istnieje.
W każdym razie, to właśnie nadchodząca premiera “Hobbita”, wyrwała mnie ze szponów temidy. Przynajmniej na chwilę. Zawsze twierdziłam, że skomponowana przez Howarda Shore’a muzyka do trylogii “Władcy Pierścieni” jest ważnym elementem fenomenu filmowego Środziemia. Minęło już tyle lat, a ja nadal jestem pod jej urokiem. Dlatego też wraz z oczekiwaniem na sam film, niecierpliwe czekam na ciąg dalszy muzycznej opowieści Shore’a.

Over the Misty Mountains cold” promuje film i wydaje się być jego wiodącym tematem muzycznym. Spiewana głębokim basem krasnoludów (obsady i Richarda Armitage), pieśń ta stylizowana jest na przekazywane śpiewem dawne legendy. Porusza tajemniczością i skutecznie przenosi nas z powrotem do świata hobbitów, elfów i krasnoludów.
A tutaj wariacja na ten temat. Pomijajac przekombinowane nieco video, wersja ta moim zdaniem na pewien urok… I to niewiarygodne C2 na zakończenie!
A na zakończnie “Hobbit Walking Song” z niszowego i teraz juz unikatowego wydawnictwa “The Starlit Jewel”. O ile większość muzyki śródziemia jest jedynie inspirowana twórczościa Tolkiena, “Starlit Jewel” zawiera oryginalne teksty z “Władcy Pierścieni”.

wtorek, 10 lipca 2012

"Flash Choir" zaśpiewał na Times Square


Z okazji 75-tych urodzin Phillipa Glassa (autor muzyki do takich filmów jak: The Truman Show, Iluzjonista, Godziny, Notatki o Skandalu) na Times Square w NY odbyło się dzisiaj premierowe wykonanie utworu kompozytora.

środa, 20 czerwca 2012

Pianobus rusza w Polskę


O tym ciekawym projekcie można przeczytać tutaj.

piątek, 15 czerwca 2012

Mechanik Dźwięku: Marcin Masecki


....Muzyk, kiedy się pomyli, następny dźwięk gra głośniej, żeby to zatuszować, i ten mechanizm trzeba było bardzo subtelnie odtworzyć. Może jest to jakaś forma buntu, szukania jakości w miejscach, gdzie pozornie jej nie ma....

Cały wywiad z Marcinem Maseckim można przeczytać tutaj.

czwartek, 7 czerwca 2012

Związek doskonały ;)

 

Spacer, partyjka golfa, zakupy w spożywczaku, siatkówka, koszykówka, lunch, siłownia, muzeum, piłka nożna, skok ze spadochronem (!!!), wycieczka rowerowa, karuzela, kino, pamiątkowe zdjęcia z budki, joga i billard… – posiadacze tych jakże pięknych instrumentów: NIE ZANIEDBUJCIE SWOICH PARTNEREK!

piątek, 1 czerwca 2012

Na łąkach

 

Pachnącymi łąkami, gdzieś, gdzie nie docierają samochody, płynęła pewnego ciepłego wieczoru muzyka. Rozpuszczała się w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca, zatańczyła z pszczołami, zadrwiła sobie ze skowronków i ich monopolu na śpiewne frazy. 

Nieskomplikowanie i uroczo – w sam raz na lato.

piątek, 6 kwietnia 2012

Fortepian w malarstwie

Będąc pod urokiem książki Thada Carharta o paryskim atelier ze starymi fortepianami i jego na nowo odkrytej pasji grania, postanowiłam odszukać opisywane przez niego instrumenty na obrazach. Od klawesynu, przez klawikord, aż po pianina wesolo śpiewające w barach i fortepiany dostojnie brzmiące w eleganckich salonach –  nie ulega wątpliwości, że instrumenty te pełniły kiedyś dużo bardziej znaczącą rolę w życiu człowieka. Także w tym codziennym. Były nie tylko atrakcyjnie wyglądającym meblem, ale przede wszystkim dostarczały rozrywki, przełamując ciszę, która zaczęła zanikać wraz z wynalazkami XX wieku. Trudno jednak porównać granie na instrumencie do całkowicie pasywnego oglądania telewizji. Oprócz nieporównywalnej z niczym radości, jaką daje wykonywanie muzyki, gra na instrumencie była także formą komunikacji, ważnym elementem rytuałów społecznych. Nie bez powodu większość uwiecznionych przez malarzy grających, to kobiety. Umiejętność gry na instrumencie klawiszowym dodawała pannie uroku i była swoistym dowodem na to, że jest ona odpowiednio wykształconą partią. Myślę jednak, że kryło się za tym coś więcej. Pamiętajmy, że dopiero stosunkowo niedawno kobietom dano prawo do własnych opnii, nie wspominając o głośnym ich wyrażaniu. Normalnie będąc na drugim planie, może właśnie przy fortepianie kobieta na moment odzyskiwała prawo głośnego samowyrażania. Muzyka jest bowiem zawsze tylko osobistą interpretacją, a relacja pomiędzy grającym i instrumentem bywa bardzo intymna. Nie trudno mi więc sobie wyobrazić, że właśnie gra na pianinie dawała kobiecie pewność siebie, która musiała być niesłychanie atrakcyjna dla panów.

Znalezione przeze mnie obrazy od razu, w naturalny sposób podzieliły się na trzy kategorie, ukazując tym samym bardzo interesujące aspekty muzyki, jako elementu życia codziennego. Myślę, że to co uderza najbardziej to skupienie, które widoczne jest w postawie portretowanych postaci, bez względu na to, czy grają dla innych, czy jedynie dla siebie samych. A skoro już o tym mowa, to wydaje mi się, że właśnie te obrazy, które ukazują muzyków grających w samotności, zasługują na szczególną uwagę. Carthart opisuje to trafnie w swoim pamiętniku, tłumacząc, że wykonywanie muzyki, obcowanie z nią jest momentem, którym nie zawsze należy się dzielić z innymi. Klasyczne metody nauki gry na instrumentach prawie zawsze zakładają w mniejszym lub większym stopniu występy publiczne, które dla większości początkujących muzyków są ogromnym (i niepotrzebnym) stresem. Tylko nieliczna garstka ma predyspozycje, które mogą doprowadzić do kariery muzyka koncertowego. Resztę zmusza się do rywalizacji i tym samym skutecznie zniechęca się do muzykowania. Jako, że ja sama najbardziej lubie grać w samotności, właśnie te portrety, które ukazują kawałek intymnego dialogu pomiędzy instrumentem i wykonawcą przemawiają do mnie najbardziej. Chociaż z drugiej strony ubolewam bardzo nad tym, że tradycja wspólnego muzykowania zanikła i przekształciła się w domenę muzyków zawodowych.

NAUKA MUZYKI

Music Lesson [Johannes Vermeer]

Johann Vermeer: “Lekcja Muzyki

The Piano Lesson  [Edmund Blair]

Edmund Blair: “Lekcja

The Music Lesson  [Francois Pascal Simon Gerard]

Francois Simon Pascal Gerard: “Lekcja Fortepianu

The Piano Lesson [Gustave-Caillebotte]

Gustave Caillebotte: “Lekcja na Pianinie

 

W TOWARZYSTWIE

At the Piano [Albert Edelfelt]

Albert Edelfelt: “Przy Fortepianie

At the piano [James McNeill Whistler]

James McNeill Whistler: “Przy Fortepianie

Girl at the piano [Paul Cezanne]

Paul Cezanne: “Dziewczyna przy Fortepianie

Miss Harriet and Miss Elizabeth Binney [John Smart]

John Smart: “Panny Harriet i Elizabeth Binney

Mrs. Hassam and Her Sister [Childe Hassam] 

Childe Hassam: “Pani Hassam i Jej Siostra

Two Girls at the Piano [Auguste Renoir]

Pierre-Auguste Renoir: “Dziewczęta przy Pianinie

Yvonne and Christine Lerolle Playing the Piano [Auguste Renoir]

Pierre-Auguste Renoir: “Yvonne i Christine Lerolle Grające na Pianinie

 

RECITAL

Musical Interlude [Willems Florent]

Willems Florent: “Musical Interlude

Piano Recital

The Duet [Kilburne George Goodwin]

Kilburne George Goodwin: “Duet

The Piano Recital [Vittorio Reggianini]

Vittorio Reggianini: “Recital na Pianino

 

INTYMNIE

At the piano [Childe Hassam]

Childe Hassam: “Przy Fortepianie

At the Piano [Theodore Robinson]

Theodore Robinson: “Przy Fortepianie

Girl at Piano [Theodore Robinson]

Theodore Robinson: “Dziewczyna przy Pianinie

Improvisation [Childe Hassam]

Childe Hassam: “Improwizacja

Lady at a piano

   Lady at Piano [Carl Vilhelm Holsoe]   Lady at the Piano [Joseph Farquharson]

Damy przy Fortepianie” (Carl Vilhelm Holsoe, Joseph Farquharson)

Madame-Camus at the Piano [Edgar Degas] 

Edgar Degas: “Pani Camus przy Pianinie

Pianiste [Pavel Fedotov]

Pavel Fedotov: “Pianistka

Sonata [Childe Hassam]

Childe Hassam: “Sonata

Woman at a piano [Giovanni Boldini]

Giovanni Boldini: “Kobieta przy Pianinie

Young Man Playing Piano [Gustave Caillebotte]

Gustave Caillebotte: “Młody Mężczyzna przy Fortepianie

sobota, 10 marca 2012

Hespèrion XXI

 

Założona w 1974 roku grupa Hesperion XX była owocem fascynacji hiszpańską i europejską muzyką dawną (sprzed 1800 roku). Przez 30 lat działalności artystycznej, założyciele zespołu: Jordi Savall, Monserrat Figueras, Lorenzo Alpert i Hopkinson Smith współpracowali z wieloma nieznanymi wcześniej muzykami, ukazując niepowtarzalny klimat Renesansu i Baroku. Od momentu powstania działąlność grupy oparta była na licznych koncertach. Zespół regularnie uczestniczył w wielu międzynarodowych festiwalach. Wraz z początkiem nowego millenium grupa postanowiła kontynuować muzyczne poszukiwania pod nową nazwą - Hesperion XXI.
Eklektyzm jest najbardziej trafnym określeniem całokształtu twórczości zespołu. Hesperion rekonstruuje dawne kompozycje i korzystając z wielokulturowego dorobku muzycznego nadaje utworom nową interpretację. W swoim repertuarze grupa posiada między innymi: piesni judeo-chrześcijańskie, muzykę Złotego Wieku Hiszpanii, madrygały Monteverdiego, kreolską Amerykę Łacińską, a tażke muzykę J.Cabanillesa, F.Couperina, J.S. Bacha i A. Farrobosso.

Jordi Savall i grupa Hespèrion XXI wystapi w Polsce 4 kwietnia w ramach festiwalu Misteria Paschalia w Krakowie.

środa, 29 lutego 2012

Jego Wysokość Steinway

Grał na nim Rachmaninoff, Gershwin, Rubenstein i Horovitz. Zabrał go na swoje tournee po Stanach Paderewski. Dziś graja na nim Billy Joel, Lang Lang i Diana Krall. Steinway – bo to o nim mowa – jest nie tylko instrumentem, ale jakością samą w sobie. Towarem luksusowym, którego cena odzwierciedla wysoki poziom rzemiosła i ponad stuletnią tradycję. Ale Steinway to nie tylko marka, to coś więcej niż gwarancja perfekcyjnego dźwięku – to instrument z duszą.

clip_image001

Technologiczny postęp sprawił, że bardzo niewiele rzeczy wykonuje się dzisiaj ręcznie. Rzemiosło umarło śmiercią smutną i cichą, ustępując miejsca maszynom i ich pozornej często precyzyjności i niezawodności. W wyniku tego procesu wiele tradycji zaginęło, a my powoli uświadamiamy sobie jak bardzo zmęczeni jesteśmy rzeczami produkowanymi masowo. Pod tym względem Stainway jest wyraźnym wyjątkiem, nawet w swojej własnej, nieco elitarnej branży.

Fortepiany Stainwaya produkowane są tylko w dwóch miejscach na ziemi: w oryginalnej fabryce w Nowym Jorku (dokładnie w Astorii w dzielnicy Queens) i w Hamburgu. Aż trudno uwierzyć, że w to właśnie w tej ultra postępowej metropolii produkuje się coś, co od początku do końca jest owocem pracy ludzkich rąk. Co więcej, metody i etapy produkcji nie zmieniły się od dziewiętnastego wieku. Wiele z nich zostało zresztą opatentowanych.

Mówi się, że zbudowanie czegoś, co wyglądałoby jak fortepian jest relatywnie łatwe. Ale stworzenie czegoś, co będzie brzmieć jak fortepian, jest trudną sztuką. 12 tysięcy części i 12 miesięcy (bo tyle właśnie trwa budowa jednego fortepianu w fabryce Steinwaya) tą tezę potwierdza. “Konstrukcja instrumentu, jako taka, nigdy nie wzbudzała mojego zainteresowania tak bardzo, jak mechanizm klawiszy powodujący uderzenie w strunę. Zawsze mnie to w jakiś sposób fascynowało” – mówi pianista jazzowy, Hank Jones. Ale zanim wprawne ręce zamocują w instrumencie rząd białych zębów, drewniane pudło (mało jeszcze przypominające wykwintny instrument) leżakuje przez dwa miesiące w pomieszczeniu o ściśle określonej temperaturze i wilgotności. Zresztą proces tworzenia fortepianu Stainwaya ma swój początek dużo wcześniej. O ile do obudowy instrumentu, używa się różnych rodzajów drewna: orzecha, mahoniu, hebanu, co nadaje fortepianom różną barwę, tak płyta rezonansowa zawsze zrobiona jest z jednego rodzaju drewna - świerku sitkajskiego. To wolno rosnące drzewo pochodzące z zachodnich wybrzeży Ameryki Północnej według znawców daje drewno, którego akustyka nie ma sobie równych. I tak płyta rezonansowa z drewna osobiście dobieranego przez pracownika fabryki w jednym z tartaków na Alasce mocowana jest na szkielecie, którego owinięcie (czyli charakterystyczny luk z boku instrumentu) wykonywane jest metodą wykorzystywaną wyłącznie przez Steinwaya. Unikalność tej metody, polega na równoczesnym wygięciu wewnętrznej i zewnętrznej części szkieletu, przez co instrument jest bardziej trwały, a barwa dźwięku – jedyna w swoim rodzaju.

Według pianistów największą zaletą fortepianów Steinwaya jest ich różnorodność. Każdy instrument jest inny, każdy ma swoją odrębną osobowość i inaczej reaguje na poszczególnych muzyków. Mówi się, że dwa fortepiany Steinwaya wykonane przez tych samych pracowników, według tych samych norm, tymi samymi narzędziami i w tej samej temperaturze i wilgotności mogą być od siebie tak różne, jak dzień i noc. “O ile jeden wyróżniać się może symfonicznym, ekstrawertycznym dźwiękiem, tak inny będzie brzmieć nieśmiało, wręcz intymnie. To jest właśnie urok wyrobu rzemieślniczego; każdy będzie w jakiś sposób inny” – przekonuje Ron Losby, prezydent Steinway & Sons. Za tą różnorodnością kryje się pewien interesujący aspekt. Pracownicy fabryki pochodzą z różnych zakątków świata (od Haiti po Chorwację), a ich korzenie wywodzą się z kilkudziesięciu różnych kultur, przez co technika i podejście do drewna będą w oczywisty sposób odmienne. Co więcej sami pracownicy uważają, że procesu budowy instrumentu nie da się sprowadzić jedynie do sztywnych wytycznych, bo nie każdego dnia przychodzi się do pracy w takim samym nastroju, a to wpływa na pracę i tym samym na efekt końcowy. I to jest właśnie istota rzemiosła: na jakość tej sztuki składa się nie tylko praca rąk, ale też umysł i włożone w tą pracę serce.

clip_image002

I tak od lasów Alaski, poprzez pomieszczenia wypełnione zapachem drewna i kleju, gdzie stolarski hałas przeplata się z barwnymi akcentami rzemieślników, nasz główny bohater - fortepian, w swej mocno nastoletniej formie przechodzi przez kolejne fazy dojrzewania. Po leżakowaniu szkieletu, pracownicy instalują żeliwną ramę, a następnie duszę fortepianu, czyli płytę rezonansową. To właśnie ta część instrumentu odbiera wibrację strun, wzmacnia ją i wysyła do ucha słuchacza. Bez niej fortepian byłby niczym nie podłączona gitara elektryczna. W następnej kolejności instalowany jest wyciosany z niezwykłą precyzją podstawek i naciągane są struny. Fortepian dostaje nogi i pedały, a zaraz potem instalowana jest klawiatura (Steinway jako jeden z pierwszych, zaprzestał wykorzystywania kości słoniowej) i system młotkowy. Wreszcie instrument wchodzi w fazę strojenia, by przez następny miesiąc przechodzić przez różnego rodzaju testy. Od twardego strojenia w komorze uderzeniowej, z której dobiega iście demoniczna muzyka, poprzez kilku stroicieli z krwi i kości – każdy z uchem o innej wrażliwości. I tutaj znowu Steinway wyróżnia się na tle innych producentów, nie stosując – jako jedyny - elektronicznego strojenia.

Bez względu na to, czy chodzi o “tą niezwykłą magię”, która według Marthy Argerich wyróżnia instrumenty Steinwaya, czy o ich różnorodność, a może potencjał rozwoju, fortepian ten pianiści światowej sławy wybierają najchętniej, pomimo wysokiej ceny (mniejszy model B kosztuje 84 tys. dolarów, większy, koncertowy model D – ponad 133 tys. dolarów). Cena ta jednak wydaje się słusznie odzwierciedlać tradycję, a także kunszt i precyzję, z jaką instrumenty te są budowane. Tak jak większość umiejętności rzemieślniczych, także i ta, która zrodziła się wiele lat temu w nowojorskiej fabryce Steinwaya nie jest sztuką, której można nauczyć się z podręczników. Może dlatego wielu pracowników jest ze sobą spokrewnionych, nadając tej tradycyjnej formie produkcji jeszcze jeden, dodatkowy wymiar. A może to, co jest najbardziej wyjątkowe w tym miejscu, gdzie zaciera się granica pomiędzy sztuką i pracą fizyczną, to duma z jaką pracownicy fabryki oddają gotowy instrument kolejnym pokoleniom muzyków.

sobota, 14 stycznia 2012

Kevin Olusola Encore

To druga już piosenka duetu K.O i Antoniette Costa. Tym razem z towarzyszeniem pianistki i skrzypaczki – Tary Kamangar. Linia melodyczna jest trochę za bardzo moim zdaniem zbliżona do “Voice of the Legend”, przez co zastanawiam się, czy Costę stać na bardziej różnorodny repertuar. W tym momencie to chyba kwestia życia i śmierci. Pomimo tych niedociągnięć nadal nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z tej muzyki tchnie świeżością. Niech komponują, grają i eksperymentują na zdrowie. Myślę, że jest w tym potencjał.

piątek, 6 stycznia 2012

Święta, święta i…….. jeszcze raz święta!

Tak się złożyło, że w mojej rodzinie odchodzi się podwójne Boże Narodzenie. Pierwsze w grudniu, drugie na początku stycznia - zgodnie z antycznym kalendarzem juliańskim. Zawsze uważałam się za szczęściarę z tego powodu. Nie chodzi nawet o to, że mieliśmy więcej okazji do świętowania, ale o to, że styczniowe Święta nacechowane były innymi zwyczajami, miały odmienną atmosferę. Prawosławna muzyka, mimo kompletnego braku instrumentów w swej tradycyjnej formie, jest równie bogata, jak liturgia i cerwiewna architektura. Surowa w wyrazie, ale jednocześnie bardzo melodyjna, muzyka ta pozostaje wierna słowiańskiej duszy i wschodnim korzeniom. Jest ona moim zdaniem niedoceniana, ale też szerzej nieznana z tego prostego powodu, że stanowi ona element kultury mniejszości.
Dzisiaj, 6 stycznia, obchodzona jest prawosławna Wigilia. Wesołych Świat!