niedziela, 16 października 2011

Cas Rozpalic Piec, czyli melodie na jesień

I tak po dusznym i burzowym lecie wreszcie weszła na scenę jesień. Wkroczyła, jak to ona, długim, posuwistym krokiem, powiewając peleryną kolorowych liści, mrucząc pod nosem smętne melodie – zapowiedź zimowych ciemności. Uwerturą jesieni jest karnawał kolorów i światła, w akcie pierwszym, drugim i trzecim do akcji kolejno wkraczają wiatr, deszcz i chłód. Finałowy akt czwarty jest kwintesencją trzech poprzednich, na tyle męczącą, że z coraz większą niecierpliwością zaczynamy wypartywać bieli, która wygładzi, chociaż na chwilę, ten szaro-bury świat.
Do śnieżnej ciszy jeszcze jednak daleko, a ja wdychając powietrze, które za chwilę przesiąknie suchymi liśćmi i dymem, zaczynam sobie nucić jesienne melodie. A że nie tylko mi gra w duszy inaczej o tej porze roku, mam z czego wybierać, bo katalog utworów inspirowanych jesienią jest całkiem pokaźny. Oto garść moich faworytów:
Les Saisons (“Pory Roku”) Czajkowskiego nie są bynajmniej najbardziej znanym, ani też najwybitniejszym dziełem tego kompozytora. Ten zbiór 12 utworów lirycznych na fortepian powstał na zamówienie w latach 1875-76, kiedy to Czajkowski kończył pracę nad Jeziorem Łabędzim. Każdy z dwunastu utworów ma motyw przewodni, określający dany miesiąc. I tak wrzesień to Polowanie w tonacji G-dur, a listopad to niemal zimowa już Trojka. Jedynym mollowym miesiącem jest październik i jego Pieśń Jesienna:

 

O ile Czajkowski rozpoczyna jesień tematem polowania, o tyle Vivaldi polowaniem swój słynny jesienny koncert kończy (Allegro II). Pozostałe dwie części dzieła nawiązują do jesiennych zbiorów i towarzyszących im wiejskich zabaw (Allegro I), a także do chłodu i bezczynności słotych dni (Adagio molto).

 

Żadna z moich klasycznych “playlists” nie może się obyć bez Chopina, którego jestem beznadziejnym fanem i którego preludia, mazurki, polonezy i nokturny pasują mi do każdej pogody i na każdy nastrój. A że jesień to pora jak najbardziej deszczowa, to czemu by nie posłuchać Preludium Deszczowego (Des-dur, op.28, nr 15)?

 

Powstaniu jesiennej uwertury Edwarda Griega z 1965 roku towarzyszy pewna anegdota. Mieszkając w tym czasie w Kopenhadze Grieg postanowił poradzić się swego kolegi po fachu, ówczesnej gwiazdy duńskiego sceny muzycznej, co do swego najnowszego dzieła. Niels Gade (bo to o nim mowa) stwierdził, że utwór jest do niczego i najlepiej będzie jak Grieg wróci do domu i zabierze się za tworzenie czegoś lepszego. Partytura nie wylądowała jednak w koszu, tak jak radził Gade. Grieg przearanżował uwerturę na duet fortepianowy i wysłał go na konkurs organizowany przez Akademię Szwedzką. Jury konkursu, w którym zasiadał nie kto inny jak wspomniany Gade, nagrodziło utwór pierwszą nagrodą.

Kolejnym dziewiętnastowiecznym kompozytorem, u którego pojawia się motyw jesieni jest Joachim Raff. Poświęcił on tej porze roku jedną ze swych jedenastu symfonii – Zur Herbstzeit. Szkoda, że tak płodny kompozytor (9 koncertów, 18 utworów orkiestrowych, 4 suity i jedna opera) jest mało znany w dzisiejszych czasach.

Archibald Joyce to kolejny kompozytor, którego sławę zatarł czas. Jego specjalnością były walce, tak popularne na balach początku XX wieku, że zyskał on przydomek Króla Walca Angielskiego. Jakby tego było mało, jeden z walców Joyca - jesienny Songe d’Automne – akompaniował podobno tonącemu Titanicowi, będą ostatnim utworem zagranym przez orkiestrę tego feralnego statku. To się dopiero nazywa odchodzić z klasą!

 

Otono Porteno z Czterech Pór Roku w Buenos Aires Astora Piazzolli jest niewątpliwie jednym z najciekawszych utworów z motywem jesiennym w tle. Nie wiem jak wygląda jesień w Argentynie, ale chyba daleko jej do naszej poczciwej złotej jesieni. Sporo tutaj temperamentu i nierównomiernie dawkowanego napięcia, a w tle – co charakterystyczne u Piazzolli – gorące tango…

 

Oprócz utworów, które porę roku mają określoną jasno w tytule, jest wiele, które według mnie nastrojem i estetyką nawiązują do jesieni. Jednym z nich jest Clair de Lune z Suite Bergamasque Claude’a Debussy’ego. Chociaż utwór ten przewinął się przez wiele filmów, nie ucierpiała na tym ani jego swieżość, ani intymna atmosfera, w której za każdym razem słuchacz beznadziejnie tonie. Jest wiele utworów, których można słuchać w grupie; Clair de Lune nie sposób słuchać inaczej, jak samemu.

 

I na koniec mojej jesiennej listy coś bardziej współczesnego. Comptine d'un autre été: L'après-midi Yanna Tiersena pochodzi ze ścieżki dźwiękowej do fimowej “Amelii” i mimo tego, że oficjalnie jest kołysanką na “inne lato”, w dodatku popołudniową, to z niebywałą łatwością wpisuje się w mój jesienny kolaż muzyczny.

 

Jak widać jesień – jak każda pora roku ma dwa oblicza. Gniew letnich burz, zastępuje deszczowa nostalgia. Radość z odradzającej się wiosną przyrody, wraca wraz z jesiennym świętowaniem.
A jak Wam gra w duszy o tej porze roku? Czy macie swoje własne, ulubione jesienne melodie?